Przed Wami relacja z kończącej wakacje IX edycji Dzies10na Cup w Chorzowie. W turnieju wzięło udział dwudziestu trzech graczy, chcących zdobyć sławę i rozgłos na Śląsku. Wszyscy zadawali sobie te same pytania: Czy Marcinowi Surmie uda się obronić tytuł sprzed tygodnia, czy może po raz ósmy zwycięży Dawid.
Na dziewiątej odsłonie chorzowskiego turnieju z regulaminu zniknął zapis o graniu wyłącznie reprezentacjami oraz ban na Real i Barcelonę. To sprawiło, że nie było grupy bez madryckiego klubu. Zawsze przynajmniej jedna osoba wybrała team prowadzony od niedawna przez Carlo Ancelottiego. Zobaczcie zatem, czy to właśnie jednej z królewskich drużyn przypadł któryś z poniższych pucharów.
Któż nie chciałby postawić jednego z nich na swojej półce? źródło: https://www.facebook.com/PubDzies10na?ref=ts&fref=ts |
Do grupy A trafił wspomniany Marcin Surma, który
postanowił ponownie skorzystać z usług reprezentacji Hiszpanii i z ich pomocą
stanąć na najwyższym stopniu podium. Na liście graczy znalazł się także nie kto
inny jak Seba F. Zapewne dla większości z Was ten nick nic nie mówi, a
powinien. Seba to pierwszy oficjalny Mistrz Polski. Był najlepszym zawodnikiem
PES 4. Miał także okazję reprezentować nasz kraj na Mistrzostwach Europy. Chyba
jako jeden z nielicznych osób z tamtych czasów gra jeszcze w Pro Evo, mimo dużej
różnicy w rozgrywce. Z pozostałych czterech graczy, aż trzech wybrało
Real Madryt jako team, który ma pomóc w wygranej. Tymi zawodnikami byli: Piter,
Tomo i Ruby. No i ostatni członek pierwszej grupy - Alvaro i jego FC Barcelona.
Ciężko wskazać gracza zdecydowanie wyróżniającego się
na tle innych. Świetne zawody rozgrywał Tomo. Po dwóch wysokich
wygranych 1:7 nad Alvaro i 2:5 nad Marcinem Surmą był pewniakiem do zajęcia
pierwszego miejsca w tabeli. Jednakże po tych 180 minutach przyszło załamanie
formy. Przegrana z jednym z outsiderów, Piterem 1:0., niczym zimny
prysznic w widoczny sposób go pobudziła. Wygrane w dwóch ostatnich spotkaniach
z Sebą F (2:0) i Ruby (3:2) dały mu upragniony awans do
następnego etapu. Drugie miejsce przypadło wciąż aktywnej "ikonie
polskiego PESa" - Sebie F. Mimo, że jego zwycięstwa nie były tak efektowne
jak w przypadku innych, to dały mu drugie miejsce i zapewniły awans do 1/8.
Oprócz szerzej opisanej dwójki, do finałowych rozgrywek dostał się, jak
przystało na obrońcę tytułu, Marcin Surma, a także Ruby, który od
czasu VII edycji zanotował wyraźny progres.
Grupę B można by równie dobrze nazwać królewską. Pięciu
z sześciu graczy wybrało klub z Madrytu, tylko jeden zawodnik się wyłamał i
zdecydował się na grę czerwonymi diabłami. Tym rodzynkiem okazał się Barley,
który na poprzedniej edycji zanotował świetny występ, zajmując ostatecznie
czwartą pozycję. Tym razem grając Manchesterem United dużo trudniej było
osiągnąć zbliżony rezultat. A jeżeli dodamy do tego jeszcze chmarę Reali, to
nawet wyjście z grupy może stanowić wyzwanie. Wśród wybierających Galacticos
znalazł się m.in. LucasUrbi, który niecałe dwa tygodnie temu zdobył Radomsko,
wygrywając na tamtejszym Patio Cup I. Pozostali madrytczycy to: Krystian, K.
Paczuła, M. Bednarski i Łukasz Surma.
Przed startem na zwycięzcę tej grupy w ciemno
obstawiałbym LucasaUrbi'ego i... bym spudłował. W grupie, gdzie prawie
wszyscy grają zespołami z Santiago Bernabeu, każdy wynik jest możliwy. Pierwsze
miejsce dzięki skromnemu zwycięstwu z Lucasem (1:0) przypadło Łukaszowi
Surmie. Drugą lokatę zajął wspomniany LucasUrbi, który z 22 golami
był najlepszym egzekutorem w grupie. Trzecie miejsce wywalczył K. Paczuła, a
ostatnie premiowane awansem przypadło Krystianowi.
Kolejna grupa i wreszcie bez Realu Madryt. Nie,
niestety bez królewskich turniej się w ogóle nie odbywa. Tym razem, aby
tradycji stało się zadość, na grę tą ekipą zdecydowali nasi turniejowi
debiutanci, a mianowicie Patryk Ł. oraz Paździoch. Itinho razem z
Łuczynem postanowili się wyłamać i wybrali reprezentację Brazylii, która
dominowała na poprzednim turnieju (tylko reprezentacje). Zwłaszcza Itinho mógł
być zadowolony ze swojego ówczesnego występu. Po bardzo wyrównanym boju w 1/4
odpadł z przyszłym zwycięzcą Marcinem Surmą. Dwaj pozostali zawodnicy
uzupełniający stawkę, czyli Komandos oraz Kawik, zdecydowali się
na FC Barcelonę oraz Bayern Monachium.
Pierwsze miejsce z kompletem zwycięstw zajął Łuczyn.
Widać, że zmiana drużyny z Portugalii, którą grał na VIII edycji Dzies10ny
na Brazylię dała oczekiwany rezultat. Druga lokata przypadła kolejnej ekipie ze
stolicą w Brasilii. Itinho, bo o nim mowa, w swoim drugim turnieju ponownie
uzyskał awans do fazy pucharowej. Dwa ostatnie premiowane przejściem do
następnego etapu miejsca przypadły Komandosowi oraz Paździochowi.
Czwarta grupa, jako jedyna w zestawieniu miała
pięcioosobowy skład. To właśnie do niej trafił wielokrotny zwycięzca Dzies10na
Cup Dawid P, który ponownie mógł zagrać Manchesterem City. Żadną inną
drużyną nie idzie mu tak dobrze jak właśnie The Citizens. Tu byłem pewien, że
po utracie Mistrza na ósmej odsłonie chorzowskiego turnieju będzie usilnie
dążył do jego odzyskania. Artur F to z kolei brat wcześniej wspomnianego
Seby. Nie ma może tak spektakularnych sukcesów na polskiej arenie Pro
Evo, ale na niejednym turnieju połmał pada, więc zawsze warto się z nim liczyć.
Trzecim gracz, który znalazł się w tym zestawieniu to Szybki. Jako
jedyny wybrał Real Madryt. Pozostali dwaj zawodnicy, to Kamilo (Manchester
City) oraz najmłodszy uczestnik turnieju Michaś Ś (Bayern Monachium).
Kolejne pokolenie zbiera turniejowe doświadczenie :), źródło: https://www.facebook.com/PubDzies10na?ref=ts&fref=ts |
Tak jak można było się tego spodziewać pierwsze
miejsce przypadło Dawidowi P. Zdobył komplet punktów i czekał już na
rywala w 1/8. Drugie miejsce przypadło Szybkiemu. Dzięki lepszemu
bilansowi bramek znalazł się przed Arturem F. Czwartą i zarazem ostatnią
premiowaną pozycję zajął Kamilo.
Najlepsza szesnastka wyłoniona, więc możemy powoli
przechodzić do decydującej rozgrywki.
Dziwnym zrządzeniem losu, praktycznie wszystkie
drużyny Realu Madryt, znalazły się po jednej stronie pucharówki. Druga
jej część zaś była nader zróżnicowana pod względem ekip: po dwie drużyny
Manchesteru City, Realu Madryt i Brazylii, a na dokładkę po jednej Barcelonie i
Hiszpanii.
Wróćmy jednak do walki o zwycięstwo w IX odsłonie
Dzies10ny, a zaczniemy od tej "królewskiej" części. Pierwsza para Tomo
- Paździoch. Zdawać by się mogło, że na przeciwko siebie staja dwie
takie same jedenastki, złożone z zawodników o takich samych statystykach.
Aczkolwiek widząc wyniki obu spotkań zdawać by się mogło, że istniała tylko
jedna z nich. Prowadzona przez Tomo ekipa Galacticos dosłownie
zmiażdżyła rywala. Zwycięstwa 9:1 oraz 8:0 to wręcz PES-owa przepaść. Nic tylko
ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz trenować ;)
Pierwsza para 1/8 finału. Od lewej: Tomo vs Paździoch, źródło: https://www.facebook.com/PubDzies10na?ref=ts&fref=ts |
Następną parę tworzyli grający Realem LucasUrbi
i reprezentujący zespół z Old Trafford Artur F. Cristiano Ronaldo po
czterech latach ponownie miał okazję zagrać na murawie zespołu z Manchesteru.
Najdroższy wówczas piłkarz miał pomóc królewskim w tej ciężkiej przeprawie i
awansie do ćwierćfinału, gdzie czekał już będący w doskonałej formie Tomo. Kibice
czerwonych diabłów wiedzieli, że nie będzie to łatwy mecz, a mimo to byli
przekonani o awansie swojej drużyny. Na stadionie zasiadł komplet 75 tys.
kibiców chcących obejrzeć ten piłkarski spektakl. Obie drużyny na początku
grały zachowawczo starając się narzucić przeciwnikowi własny styl. Jednak
żadnej się to tak naprawdę nie udało. Zarówno Real, jak i Manchester grały
zrywami, co obfitowało w groźne sytuacje. Ostatecznie po 90-ciu minutach kibice
United opuszczali stadion w niezbyt dobrych humorach. Ich drużyna uległa
przyjezdnym 3:4 i w rewanżu w Madrycie będzie musiała odrobić tę jednobramkową
stratę.
Rewanż na Santiago Bernabeu nie należał do
najprzyjemniejszych. Wypełniony po brzegi stadion oglądał jednostronne
spotkanie zakończone wysoką wygraną gospodarzy 5:0. Czy naprawdę w tej części
nie da się rywalizować słabszymi teamami?
Mecz pomiędzy Lucasem Urbim, a Arturem F, źródło: https://www.facebook.com/PubDzies10na?ref=ts&fref=ts |
Trzecią parę tworzyli Kamil P. i Szybki. Dwa
Reale gwarantowały emocjonujące widowisko. Brat Dawida P. już w
pierwszym pojedynku wykonał kawał dobrej roboty, kończąc pierwsze spotkanie z
trzy-bramkową przewagą. Jednak wynik 4:1 wcale nie był gwarantem wygranej.
Każdy kto gra w PESa wie, że jak rozwiąże się worek z bramkami, to gole padają
niemal z każdej pozycji.
Szybki również podzielał to zdanie, bo jakże inaczej mógłby
przystąpić do walki o odrobienie strat i ewentualny awans. Jako, że podróż na
mecz rewanżowy nie była zbyt długa (;p) gracze okazywali pełnię sił do walki.
Mimo, że Szybki cały czas starał się atakować i dążyć do odrobienia
strat, to Kamil zdawał się w całkowicie kontrolować sytuację. Nawet w
momencie straty nie okazał braku spokoju. Ostatecznie pojedynek o władzę w
stolicy Hiszpanii wygrał Kamil uzyskując w rewanżu zwycięski remis 3:3.
Pora na ostatnią parę tej strony drabinki, a
mianowicie bitwa pomiędzy Rubym i Łuczynem, Realem Madryt i
Brazylią. Te epokowe w historii footballu wydarzenie śledził cały Śląsk, a
dokładniej Chorzów. Dwaj wielcy zawodnicy skrzyżowali pady i w honorowym
pojedynku, gdzie nagrodą oprócz awansu do ćwierćfinału, była wieczna chwała i
szacunek w mieście.
Pierwsze spotkanie odbyło się w stolicy Hiszpanii -
Madrycie. Łuczyna czekał więc długi lot samolotem z Rio de Janeiro,
gdzie odbywało się zgrupowanie reprezentacji Brazylii. Podróż w biznes klasie
upłynęła na sączeniu soku marchwiowego z lodem (trener musi dawać przykład
piłkarzom). Na lotnisku ekipę Canarinhos przywitali najwierniejsi kibice,
którzy towarzyszyli jej aż do autokaru. Gdy piłkarze wybiegli na murawę, na
stadionie poniosła się wrzawa witająca aktorów tego przedstawienia. Od
pierwszych minut niesieni dopingiem gracze Królewskich momentalnie narzucili
swój rytm, co jeszcze w pierwszej połowie dało im prowadzenie po strzale
niezawodnego Cristiano Ronaldo dzięki doskonałemu podaniu Metsuta Ozila.
Brazylia długo nie mogła znaleźć sposobu na dobrze zorganizowaną defensywę
Madrytczyków. Dopiero w drugiej połowie świetnym rajdem popisał się Neymar,
kończąc go strzałem w długi róg bramki strzeżonej przez Ikera Casillasa. Mimo
świetnego refleksu i ustawienia, żywa legenda Realu musiała skapitulować.
Stracona bramka tylko poirytowała graczy Manuela Pellegriniego, którzy
momentalnie przesunęli się bliżej połowy rywali. Kilkukrotnie przed utratą
bramki Brazylię ratował świetnie dysponowany tego wieczoru Julio Cezar.
Niestety tuż przed końcem były bramkarz Interu Mediolan musiał wyciągać piłkę z
siatki. Tym razem doskonałe prostopadłe podanie od Xaviego Alonso wykorzystał
Karim Benzema i delikatną podcinką przerzucił piłkę nad wychodzącym bramkarzem.
W doliczonym czasie gry wynik nie uległ już zmianie. Real przed rewanżem w
Brazylii miał zatem tylko jednobramkową przewagą.
Tym razem to Ruby'ego czekała prawie
czternastogodzinna podróż do stolicy największego kraju Ameryki Południowej. Na
lotnisku czekało wielu kibiców proszących o autografy, które były chętnie
rozdawane przez piłkarzy, a także samego Ruby'ego. Drużyna została
zakwaterowana w jednym z najlepszych hoteli w Brasilii - Naoum Plaza. Trening
zaplanowano dopiero następnego dnia tak, aby zawodnicy zdołali odespać różnicę
czasu. Baza treningowa znajdowała się nieopodal hotelu, więc pierwszy trening
miał się rozpocząć tuż po porannym śniadaniu. Na godzinę przed meczem atmosfera
na stadionie zaczęła robić się coraz gorętsza. Zewsząd słychać było dźwięki
bębnów i trąb dopingujących swoją ukochaną reprezentację. Real w najsilniejszym
składzie miał bronić niewielkiej przewagi wywalczonej na swoim terenie. Jednak
faworytem zarówno wśród mediów jak i bukmacherów była drużyna w
żółto-niebieskich strojach. Dwudziestu dwóch piłkarzy w towarzystwie sędziów weszło
na boisko słysząc zewsząd krzyki i oklaski kibiców. Krótkie przywitanie obu
ekip i zaczynamy decydujące 90 minut. Real nie przypominał już tej drużyny
sprzed tygodnia. Ta pewność siebie, którą epatowała drużyna Ruby'ego znikła
zaraz po gwizdku rozpoczynającym mecz. Brazylia rozkręcała się z minuty na
minutę. Neymar na zmianę z Hulkiem, raz po raz skutecznie forsowali boczne
flanki, tak szczelne podczas pierwszego spotkania. Świetne zawody rozgrywali
także boczni obrońcy, którzy uczestniczyli niemal w każdej ofensywnej akcji. Po
doskonałej akcji na prawym skrzydle, pomiędzy Hulkiem i Dani Alvesem, ten
pierwszy wyszedł sam na sam z Ikerem Casillasem, kładąc go zwodem na murawie i
umieszczając piłkę w siatce. Brak w słowniku słów, aby opisać reakcję stadionu
na tę pierwszą bramkę. Canarinhos poszli za ciosem i jeszcze w pierwszej
połowie po doskonale bitym rzucie rożnym, Thiago Silva strzelił gola tuż obok
rozpaczliwie interweniującego bramkarza. Druga połowa rozpoczęła się niemal
identycznie jak pierwsza. Brazylia cały czas atakowała i kontrolowała przebieg
spotkania, a Real starał się ustabilizować chaos, jaki wdarł się w jego
szeregi. Tym czasem wystarczyło jedno górne podanie Oscara do wychodzącego za
obrońców Neymara i mieliśmy już 3:0. Sytuacja Realu robiła się coraz bardziej
beznadziejna. Do końca spotkania zostało ok 20 min, a szanse na awans z minuty
na minutę systematycznie malały. Wtedy doskonałym zagraniem popisał się
Cristiano Ronaldo i mieliśmy 3:1. Niestety dla kibiców Realu nie zdołał on doprowadzić
choćby do remisu. Takim oto sposobem, po świetnym rewanżu, Łuczyn awansował
do kolejnej rundy.
Łuczyn vs Ruby - final battle in 1/8, źródło: https://www.facebook.com/PubDzies10na?fref=ts |
Druga strona drabinki zapowiadała się równie ekscytująco.
Pierwszą parę stanowili: Łukasz Surma (Real
Madryt) oraz Kamilo (Manchester City). Z racji tego, że gracze zajęli w
swoich grupach odpowiednio pierwsze i czwarte miejsce, zdecydowanym faworytem
był Łukasz. Mało tego, spodziewano się dosyć pewnego zwycięstwa. Już w
pierwszym meczu Łukasz zdał sobie sprawę, że ten pojedynek nie będzie
tak łatwy jak wszyscy mogliby się tego spodziewać. Po wyrównanych 90 minutach
zdołał strzelić jedynie jedną bramkę więcej od swojego rywala w walce o
ćwierćfinał. Być może Real niezbyt dobrze czuł się w roli faworyta. Drugie
spotkanie wyglądało niemal identycznie jak poprzednie. Wynik również został
powtórzony. Do ćwierćfinału ostatecznie awansował Łukasz Surma (2:1
; 2:1)
Następny mecz był powtórką sprzed miesiąca, gdzie w
1/4 spotkali się Itinho oraz Marcin Surma. Obaj grali także tymi
samymi zespołami. Tamten mecz należał do tych najbardziej emocjonujących i mało
brakowało, a Marcin nie zostałby zwycięzcą ósmej edycji.
Początek pojedynku zapowiadał hokejowy wynik. Obaj co
raz stwarzali sobie sytuacje do zdobycia bramek. Zarówno Neymar, jak i Iniesta
rozgrywali świetne zawody. Nie tylko doskonale rozgrywali piłki z partnerami,
ale przede wszystkim ich rajdy z piłką siały spustoszenie w obronie rywali. Po
90-ciu minutach gry zarówno Iker Casillas jak i Julio Cezar mogli mieć
pretensje do partnerów z defensywy. Wynik 5:4 dla Marcina sprawił, że
był on już jedną nogą w finale.
W rewanżu z Itinho z każdą minutą uchodziło
powietrze i przekonanie we wciąż możliwy awans. Ponadto drużyna Hiszpanii
poprawiła swoją grę w obronie sprawiając, że Neymar i Hulk nie mieli już tak
wiele przestrzeni jak w pierwszym spotkaniu. Sam niestety nadal nie potrafił ujarzmić
ofensywnie usposobionych piłkarzy z półwyspu Iberyjskiego. Mecz zakończył się
zwycięstwem La Furia Roja 4:1 i to aktualni Mistrzowie Europy awansowali do 1/4
finału, a Itinho nadal nie może znaleźć sposobu na pokonanie Marcina.
Być może stanie się to na następnej edycji.
Przedostatnia para tej rundy, czyli Komandos vs
Seba F. Komandos po nieudanym występie na poprzednich zawodach, gdzie
nie udało mu się awansować z grupy, liczył na to, że tym razem zamiesza w
czołówce. Seba F zapewne chciał pokazać udany powrót do polskiego PESa
po długiej przerwie. Po zajęciu drugiego miejsca w grupie B stało się jasne, że
Mistrz Polski PES 4 bez względu na część gry reprezentuje taki sam wysoki
poziom. Pierwsze 90 minut można jednak uznać za wzajemne badanie się. Obaj
zawodnicy w całym meczu mieli kilka dogodnych sytuacji, jednak fatalnie
pudłowali. Mamy zatem rezultat 0:0 i zaczynamy wszystko od początku. Rewanż to
o wiele lepsza, a przede wszystkim skuteczniejsza gra Sebastiana, który
bez skrupułów punktował swojego przeciwnika. Komandos co prawda próbował
się odegrać, jednakże jego ataki rozbijały się tuż po przekroczeniu 30 metra od
bramki. Ostatecznie drugi mecz zakończył się wynikiem 4:0 dla Brazylii, dając
jej tym samym awans do 1/4 finału.
Docieramy wreszcie do końca pierwszej rundy Dzies10na
Cup IX. Ostatnia para walcząca o miejsce w ćwierćfinale to anonimowy jeszcze
wśród graczy Krystian i jego zupełne przeciwieństwo, czyli Dawid P. Jeśli
ktoś liczył na niespodziankę, to się zawiódł. Dawid już od gwizdka rozpoczynającego
mecz rzucił się do ataku, spychając Krystiana do rozpaczliwej defensywy.
Na jego nieszczęście City szybko odkryło słabe punkty w jego madryckiej zaporze
i raz po raz doprowadzało do groźnych sytuacji. The Citizens pięciokrotnie
zmuszali bramkarza rywali do wyjmowania piłki z siatki, udowadniając wszystkim
jak wielka różnica dzieli na tę chwilę tę dwójkę graczy.
W rewanżu zespół z Etihad Stadium widocznie spuścił z
tonu i będąc pewnym awansu, pozwalał na nieco więcej graczom Realu. Dzięki temu
Krystian dwukrotnie zdołał pokonać Joe Harta, jednak i to nie
wystarczyło do zwycięstwa. Dawid w pełni kontrolował ten mecz wygrywając
go 3:2 i tym samym postawił kolejny krok w drodze do odzyskania tytułu Mistrza
Dzies10ny.
Po wyczerpujących relacjach ze spotkań 1/8 nieco
przyspieszymy tempa.
Na pierwszy ogień idzie pojedynek dwóch Reali
Madryt. Zarówno Tomo jak i LucasUrbi pewnie przebrnęli przez
pierwszą rundę rozgrywek. Ów fakt sprawiał, że pojedynek tej dwójki budził duże
zainteresowanie wśród oglądających. W meczach zawodników o zbliżonym poziomie
często decydują detale. To one sprawiły, że zarówno w pierwszym, jak i w drugim
meczu lepszy okazał się Lucas (3:1, 2:0).Mecz ćwierćfinałowy pomiędzy Tomo i LucasemUrbi, źródło: https://www.facebook.com/PubDzies10na?ref=ts&fref=ts |
Kolejny ćwierćfinał, to pojedynek jednego z bohaterów
najdłuższej meczowej relacji z tychże zawodów Łuczyna oraz Kamila P. Niestety
dla Canarinhos oba spotkania nie zagwarantowały udziału w kolejnej rundzie.
Zarówno w pierwszym. jak i w drugim meczu, pięciokrotni mistrzowie świata
musieli uznać wyższość ekipy ze stolicy Hiszpanii. Wyniki 3:2 i 4:0 ostatecznie
zakończyły przygodę Łuczyna w turnieju.
Łuczyn (po lewej) wygląda na nieco zestresowanego w przeciwieństwie do wyluzowanego Kamila, źródło: https://www.facebook.com/PubDzies10na/photos_stream |
Pora na bratobójczy pojedynek o dominację w rodzinie.
Czy wygra bardziej utytułowany Marcin, czy jednak zwycięży świetnie
spisujący się tego dnia Łukasz. Marcin ewidentnie jest
zawodnikiem, który najciężej radzi sobie w grupie, ale jak już awansuje dalej,
to z meczu na mecz gra coraz lepiej. Inna sprawa, że jako bracia pewnie
rozegrali ze sobą dziesiątki spotkań, więc ciężko będzie się wzajemnie
zaskoczyć.
Pierwszy mecz pomiędzy Hiszpanią, a Realem Madryt
zakończył się minimalną wygraną stołecznej drużyny 3:2. Mimo to La Furia Roja
nie raz pokazała, że potrafi odrabiać straty w rewanżu. Tak było i tym razem.
Po zaciekłym spotkaniu zwyciężyła 3:1, awansując do półfinału.
Wiadomo, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach. Męska część klanu Surmów walczy o półfinał, źródło: https://www.facebook.com/PubDzies10na/photos_stream |
Walka o ostatnie wolne miejsce w 1/2 rozegrała się pomiędzy Sebą F, a Dawidem P. Już samo spotkanie miało nieco symboliczny charakter. Po jednej stronie znalazł się Sebastian, który w Pro Evo osiągnął niemal wszystko. Miał na koncie liczne wygrane krajowe turnieje, w tym tytuł Mistrza Polski i udział w Mistrzostwach Europy. Po drugiej stronie mieliśmy Dawida, który tak naprawdę od tego sezonu pokazał się szerzej PES-owej społeczności. Długotrwała dominacja na turniejach w Dzies10nie i wygrana w Opolu, sprawiają, że już teraz należy nie tylko do ścisłej czołówki śląskich, ale przede wszystkim polskich graczy PESa. Być może przyjdzie mu kiedyś powtórzyć sukcesy jego utytułowanego rywala.
W obu meczach widać było różnicę ogrania w odchodzącą
część. Sebastian, zarówno w pierwszych, jaki i w drugich 90-ciu minutach
gry, nie był w stanie udaremnić awansu swojemu młodszemu koledze. Wyniki 1:4 i
1:5 nie wymagają większego komentarza. Mamy nadzieję, że bracia Fijałkowscy
jeszcze nieraz odwiedzą Dzies10nę i pokażą na co ich stać grając już w PES
2014. Być może wtedy wynik będzie zupełnie inny.
Pozostała nam już tylko najlepsza czwórka. Bracia Dawid
i Kamil P przeciwko LucasowiUrbiemu i Marcinowi
Surmie.
Spotkanie
między Lucasem Urbim, a Kamilem P rozgrywane było w iście
szaleńczym tempie. Tak jakby był to zwykły, nic nieznaczący sparing. Żadnych
szachów tylko piękny otwarty football. Taka gra najwyraźniej odpowiadała
triumfatorowi z Radomska. Sześć zdobytych przy dwóch straconych bramkach dawało
Lucasowi niezłą zaliczkę przed rewanżem, który wydawał się tylko zbędną,
regulaminową koniecznością.
Błąd! Kamil
wyciągnął bardzo dobre wnioski po nieudanych dla niego 90-ciu
minutach. Nie tylko poprawił grę w obronie, ale także skutecznie realizował
ofensywne założenia. LucasUrbi był tym ewidentnie zaskoczony. Pogoń Kamila
trwała do kończącego gwizdka. Niestety zabrakło tylko jednej bramki do
wyrównania stanu dwumeczu, a co za tym idzie, rozegrania dodatkowego spotkania.
Po fantastycznym, pełnych emocji pojedynkach do finału awansował LucasUrbi.
Mecze
pomiędzy Marcinem, a Dawidem zaczynają powoli należeć do klasyków
Dzies10ny. To właśnie Hiszpania pod jego wodzą przerwała dominację w tym cyklu Dawida.
Ten miał zatem doskonałą okazję do bezpośredniego rewanżu. Po odstawieniu
Portugalii, ponownie poprowadził świetnie przygotowany taktycznie zespół
Manchesteru City.
Pierwszy
mecz odbył się na Półwyspie Iberyjskim. Cała Hiszpania z zaciekawieniem
śledziła ten pojedynek. Mimo nerwowej atmosfery przed meczem sami gracze
tonowali nastroje kibiców. Sam Aguero podczas przedmeczowej konferencji
zapowiedział, że nie przyjechali tutaj by się bronić, wręcz przeciwnie już w
pierwszym meczu chcą zgarnąć pełną pulę.
Mecz od
początku był bardzo wyrównany. Zarówno Hiszpanie, jak The Citizens starali wybadać aktualną formę przeciwnika i odnaleźć słabe strony w poszczególnych formacjach. Mimo, że obie ekipy chciały zwyciężyć w pierwszym spotkaniu, to grały bardzo zachowawczo, nie chcąc popełnić najdrobniejszego błędu. Pierwszy do słowa doszedł Marcin, który Iniestą zdołał wkręcić w ziemię dwóch obrońców City, aby następnie zagrać decydujące podanie do lepiej ustawionego Torresa. Ten z kolei bez problemów umieścił piłkę w siatce. To wyraźnie rozdrażniło graczy Manchesteru. Od razu rzucili się do ataku. Zaowocowało to szybkim wyrównaniem za sprawą Silvy. Hiszpan nie dał się sfaulować chcącemu powstrzymać go Carlosowi Puyolowi i strzelił gola nie do obrony, skracającemu kąt bramkarzowi Hiszpanii. Wynik remisowy utrzymał się do końca pierwszej połowy mimo świetnych okazji z obu stron. Druga część zaczęła się ospale. Przez pierwsze 10 minut piłka krążyła głównie w środku pola. Gdy na zegarach zbliżała się sześćdziesiąta minuta, kreatywnością popisał się Xavi, posyłając zaskakujące dla obrony The Citizens podanie do wchodzącego ze skrzydła Pedro. Ten, będąc sam na sam z Joe Hartem, nie zmarnował tej sytuacji i wyprowadził La Furia Roja na prowadzenie. Zanim goście otrząsnęli się po strzelonej bramce, ponownie zostali skarceni. Tym razem na zaskakujące uderzenie z dystansu zdecydował się Gerard Pique, podwyższając wynik na 3:1. Dawid natychmiast wprowadził z ławki rezerwowych Teveza oraz Dzeko, którzy mieli stworzyć przewagę pod bramką przeciwnika. Kiedy do końca regulaminowego czasu gry zostało pięć minut, cała Hiszpania doznała szoku. Wystarczyły dosłownie następujące po sobie dwie akcje City i mieliśmy ponownie remis 3:3. Dwa cudowne gole Teveza, który od przyszłego sezonu włoży trykot w biało-czarne pasy, dały upragniony remis.
Rewanż był niemal kopią pierwszego spotkania. Również padło sześć bramek. Tyle, że tym razem nie doświadczyliśmy remisu. Na dwa trafienia Aguero i po jednym Barry'ego i Zabalety, Hiszpanie byli w stanie odpowiedzieć jedynie golami Villi i Torresa. Wygrana Dawida 4:2 nad Marcinem sprawiła, że nadal zachował on szansę na ósmy triumf w Dzies10nie.
Rewanż był niemal kopią pierwszego spotkania. Również padło sześć bramek. Tyle, że tym razem nie doświadczyliśmy remisu. Na dwa trafienia Aguero i po jednym Barry'ego i Zabalety, Hiszpanie byli w stanie odpowiedzieć jedynie golami Villi i Torresa. Wygrana Dawida 4:2 nad Marcinem sprawiła, że nadal zachował on szansę na ósmy triumf w Dzies10nie.
Finał!!!
Real Madryt
przeciwko Manchesterowi City. Miejsce pojedynku – stadion w Chorzowie. Już
dawno to miasto w województwie śląskim nie miało okazji gościć tak znakomitych
zespołów. Wszystkie bilety na mecz zostały wyprzedane długo przed terminem
pojedynku. Mimo wysokich cen, rozchodziły się jak przysłowiowe ciepłe
bułeczki. Na otwartych treningach obu zespołów gromadziły się tysiące fanów,
chcących zobaczyć na własne oczy największe gwiazdy światowego footballu, m.in.
Cristiano Ronaldo i Sergio Aguero. W dniu meczu
w Chorzowie dało się wyczuć nerwowe oczekiwanie. Kibice, którzy nie zdołali
nabyć biletów, zgromadzili się tłumnie w specjalnie przygotowanej na tę okazję
strefie kibica. Tam przy piwku wyczekiwali wyjścia piłkarzy na zieloną murawę
i pierwszego rozpoczynającego spotkanie gwizdka sędziego Peswarda Webba.
Zaczynamy! Real od samego początku chciał zaskoczyć przeciwnika ustawiając Cristiano Ronaldo bliżej Gonzalo Higuaina. Zamierzał w ten sposób stworzyć przewagę w ataku. To zagranie przyniosło oczekiwany skutek. Dwójka stoperów City nie potrafiła się odpowiednio ustawiać przy kryciu dwóch napastników. Na efekty nie trzeba było długo czekać. W niespełna 20 minut po rozpoczęciu spotkania, Real prowadził już 2:0 po bramkach Ronaldo. Długi czas drużyna z Manchesteru nie potrafiła znaleźć sposobu na to ustawienie. Dopiero cofnięcie się Yaya Toure i wspomożenie linii defensywnej znacznie poprawiło grę w obronie. Gdy już tyły odpowiednio zabezpieczono, można było myśleć o swobodniejszej grze ofensywnej. The Citizens, z minuty na minutę, grali coraz śmielej na połowie przeciwnika. Wystarczył jeden zryw, jedno przyśpieszenie akcji i zespół z angielskiej Premier League zdobył kontaktową bramkę. Strzelcem został nie kto inny, jak Aguero. Piłkarze z Madrytu szybko otrząsnęli się ze straconej bramki i 5 minut po wznowieniu gry po raz trzeci umieścili piłkę w bramce bronionej przez Joe Harta. Wynik 3:1 do przerwy nie uległ już zmianie.
Na drugą część spotkania drużyna, której trenerem od niedawna jest Manuel Pellegrini wyszła z zamiarem odrobienia strat i jak najszybszego doprowadzenia do remisu. Ciężko jednak było się przedrzeć przez dobrze ustawiony blok defensywy ekipy ze stolicy Hiszpanii. City powoli budowało swoją akcję, angażując w nią coraz więcej piłkarzy, poświęcając przy tym coraz mniej uwagi obronie. Wystarczyło jedno niecelne zagranie, aby Xavi Alonso mógł długim podaniem na wolne pole uruchomić Higuaina. Ten, mimo rozpaczliwie interweniującego obrońcy, posłał piłkę w krótki róg i podwyższył wynik na 4:1. To oznaczało, że gracze z Etihad Stadium nie mają już nic do stracenia. Trener wprowadził nowych, ofensywnych piłkarzy, chcąc za wszelką cenę znaleźć wyjście z tej ciężkiej sytuacji. Ku zaskoczeniu kibiców królewskich, obywatele zaczęli grać coraz pewniej, a przede wszystkim agresywniej. Wysoki pressing sprawił, że zespół z Santiago Bernabeu miał wielkie problemy ze skutecznym wyprowadzeniem piłki z własnej połowy. W 60 minucie Pepe naciskany przez Kuna Aguero popełnił kuriozalny błąd, po którym zięć Diego Armando Maradony znalazł się sam na sam z bramkarzem. Oczywiście sytuację tę wykorzystał. Kolejne dwie bramki dla angielskiego klubu padły w przeciągu zaledwie dziesięciu minut. Po jednym trafieniu zaliczyli Silva oraz Toure. Mało brakowało, a udaną pogoń zwieńczyłby gol dający prowadzenie. Jednak doskonalej okazji nie zamienił na bramkę Miller. Gdy mecz powoli dobiegał końca, a wszyscy kibice przygotowywali się na rzuty karne, niesamowitym uderzeniem z rzutu wolnego z ponad 25 m popisał się nie kto inny, jak największa gwiazda Realu Madryt - Cristiano Ronaldo. Piłkarze Manchesteru City byli już zbyt zmęczeni, aby jeszcze cokolwiek w tym meczu zmienić. W momencie, gdy zagrzmiał ostatni gwizdek poznaliśmy nowego Mistrza Dzies10ny, którym został LucasUrbi!!!
W małym finale Kamil P pokonał Marcina Surmę 4:3 i tym samym zapewnił sobie miejsce na najniższym stopniu podium.
W małym finale Kamil P pokonał Marcina Surmę 4:3 i tym samym zapewnił sobie miejsce na najniższym stopniu podium.
Pierwsza trójka dumnie prezentuje puchary oraz dyplomy. Od lewej: 2 msc - Dawid P ; 1msc - LucasUrbi ; 3 msc - Kamil P, źródło: https://www.facebook.com/PubDzies10na?fref=ts |
Przed nami jubileuszowa, dziesiąta edycja Dzies10ny. Zapowiada się największa PES-owa fiesta od lat. Mimo, że jeszcze nie znamy daty, to już wszystkich na nią zapraszamy. Organizatorzy pokusza się zapewne o coś wyjątkowego.
Kończąc tą wyczerpującą relację, zapraszam wszystkich do przeczytania wywiadu z Sebą F. Kolejny artykuł z cyklu Ikony Polskiego PESa już na początku przyszłego tygodnia!
Bardzo fajna relacja z turnieju.
OdpowiedzUsuńMuszę jednak zwrócić uwagę,że Seba Fijałkowski to nie jedyny Mistrz Polski, który brał udział w tym turnieju. No i na pewno nie jest też pierwszym MP.
W czwartej grupie grał Szybki(Błażej Prędki), Mistrz Polski PES 3.
Utytułowani gracze na turnieju świadczą o jego wysokim poziomie. W relacji jest podkreślone, że Seba był pierwszym oficjalnym Mistrzem Polski :) cieszę się, że zwróciłeś mi uwagę na kolejną ważną postać polskiej PES Sceny. Na pewno będę chciał się z nim skontaktować. Szkoda, że nie zachowały się żadne materiały z tamtych czasów. Pozdrawiam!
Usuń1/4
OdpowiedzUsuńTomo - lucasurbi85 1-3, 0-2
Z Tomo mam najcieższe mecze.Jego nieprzecietnie ustawiona defensywnie drużyna sprawia wiele kłopotu..Pierwszy mecz Konami zabłysło...Przy 1-0 dla Tomo.Strzelam bramkę ze spalonego wiecej jak 1metr...:P Sędzia liniowy nawet podnosi chorągiekę a główny uznaje...jaja:)Pierwszy raz w życiu spotykam się z taką sytuacją.Później strzelam na 2-1 też jakoś fartownie i wygrywam pierwszy mecz zupełnie nie zasłużenie.W drugim już na początku sprzedałem kose w środku boiska (dostaję czerwoną)i przez cały mecz przewagę ma Tomo mnóstwo ataków rozbijało się jednak przed moim polu karnymi a ja ograniczyłem się do gry z kontry i do wybijania z rytmu przeciwnika...Wygrywam drugi mecz i cały dwu mecz który był dla mnie bardzo szcześliwy.Eliminuje Tomo kolejno z 3iego turnieju..Opole,Radomsko,Chorzów przy czym zawsze są emocje,adrenalina...za chwile mamy sie spotkać w półfinale Pro League on line zobaczymy jak sie to potoczy:)
1/2
Kamil P. - lucasurbi85 2-6 , 5-2
Tu w pierwszym meczu wychodziło mi wszytsko..w drugim ustawiłem się inaczej a Kamil szybko kontrował...i było nawet 4-0 dla niego!!! Jednak szybka zmiana ustawienia i jeszcze szybsza odpowiedź na 4-1 i po chwili na 4-2...W ostatniej akcji bramkarzem już wyszedłem i się pokiwałem ze skutkiem na 5-2...Mimo porażki wydaje mi się że mecz kontrolowałem :)
Finał
Dawid P. - lucasurbi85 3-4
Tu musiałem coś zmienić w taktyce żeby się nie powtórzyła sytuacja z Opola gdzie Dawid wygrał 6-2 takze w finale...
Przy 4-1 kontrolowałem spotkanie.Pepe siedział do tego czasu na ławce żeby zabezpieczył tyły na koniec spotkania (lub w kontekscie dogrywki)W 82 minucie około wybijając piłkę trafiam w plecy swojego lub przeciwnika i pika wpada do mojej bramki 4-2...Dawid po chwili strzela na 4-3 i sama końcówka zrobiła się naprawdę emocjonująca...Zwłaszcza że w przed ostatniej akcji meczu dostaje pepe czerwoną za faul na Tevez'ie:P
I trzeba wspomnieć że przy 3-1 obroniłem karnego :) Także suma wszystkich szczęść była na moją korzyść:)
Pozdro
Widać, że każdy mecz obfitował w emocje. Już nie mogę doczekać się wywiadu z Tobą. Szykuj się :D
Usuń